300 km Mecklenburger Seen Runde
- Szczegóły
- Opublikowano: poniedziałek, 26, maj 2014 14:54
- Arkadiusz Skrzypiński
Rok temu Styrkeproven w Norwegii na trasie Trondheim – Oslo. W tym roku Mecklenburger Seen Runde w Niemczech. Blisko od domu, od Szczecina.
Czwartek
W godzinę, piętnaście minut dojechaliśmy do hotelu w Neubrandenburgu. Przywiozłem ze sobą dwie fizjoterapeutki z Ekspert Zdrowia. Przed rokiem w Norwegii okazały się najlepsze i teraz niemiecka część ekipy nie wyobrażała sobie innych ludzi do pomocy.
Piątek
Formalności związane ze startem. Sporo ludzi się tam kręciło, albowiem około 2000 rowerzystów brało udział w tej rundzie po Pojezierzu Meklemburskim. Ostatnie przygotowania, sprawdzenie sprzętu, "team meeting" i spać. Tzn. nie wszyscy bo część kolarzy startowała już w piątkowy wieczór (2000 ludzi na raz nie pojedzie). My spać, a za oknem deszcz.
Sobota
4 rano, pobudka, już nie padało. Chmury wisiały, słońca nie widać, ciepło, idealnie do jazdy. 5:30 ruszamy na trasę, żegna nas diabeł znany z transmisji Tour de France. I już na początku jestem zaskoczony ilością kibiców na trasie. Stoją przed domami, biją brawo, kibicują, dziwne. Pierwsze 100 km zleciało nawet nie wiem kiedy. Robimy krótkie postoje, w tym czasie zamiast posiłków biorę MonaVie RVL, pobudzam się przy pomocy Emv.
Po 100 km skończyła się zabawa, droga bardzo różna: od idealnego asfaltu, przez betonowe płyty, aż po straszną kostkę obecną w niejednej wiosce (doskonałe rozwiązanie, tak trzepie że nie potrzeba progów zwalniających i poleży jeszcze z 500 lat). Męczyłem się tak aż do 200 km, w tym czasie towarzystwo się rozjechało. Zostałem z Errol’em Marklein i towarzyszyła nam obsługa w postaci dziewcząt z Ekspert Zdrowia i Ralf’a Trentinaglia, najlepszego mechanika, speca od handbike i niemieckiego przyjaciela jakiego znam, który jak potrzeba to i po polsku mówi.
Mieliśmy też trochę kłopotów, raz udało nam się nie zauważyć strzałki i dorobić trochę kilometrów, raz coś jeszcze i coś jeszcze. Bywa.
Po 200 km włączył mi się automat. Bardzo wygodny handbike Sopur, pełen spokój, towarzystwo Errol’a, jechaliśmy równym rytmem do mety. No i Neubrandenburg, Park Kultury, 322 km, meta w 12 godz. 3 min. 46 sek. Dotarliśmy do mety tylko kilka minut po zwycięzcy (Lars Hoffmann 11:59:15), drugim (Volker Klemmer 12:00:34) i trzecim zawodniku (Bernd Ziegler 12:01:01), a tutaj wszystkie wyniki, a tutaj moja galeria zdjęć. Pogratulować trzeba wszystkim, tym co nie dojechali do mety również, szczególnie za podjęcie się tego bardzo ciężkiego zadania.
Na mecie czułem się bardzo dobrze, postarzałem się może o jakieś 10 lat, ale właściwie nic mnie nie bolało. Byłem umówiony z Ralf’em na finał LM Real – Atletico, zatem wiedziałem że nie mogę dojechać zbyt późno. Aby się zdopingować wszystkie lampki zostawiłem w domu, musiałem dojechać w dzień. Wieczorna impreza przyjaciółmi była bardzo fajna, tylko Atletico przegrało.
Dziękuję mojemu Team Sopur za absolutnie wszystko, dziękuję mojemu głównemu sponsorowi IZO-BLOK za możliwości które mi otwiera, dziewczynom z Ekspert Zdrowia, że mają na mnie oko i trenerowi Jackowi Światowi z ORMAsport za to, że potrafię nie tylko finiszować, ale i bez problemu pokonać tak duże dystanse.
Za tydzień wieczorny Mannheim Marathon.